„Zawsze ilekroć człowiek się śmieje, przedłuża swoje życie”.

- Curzio Malaparte

www.Pogodynka.co.pl

Tylko głupiec żyje bez radości

Tylko głupiec żyje bez radości

Depresja stała się groźną epidemią XXI wieku za jedną z najważniejszych przyczyn tego świata francuscy naukowcy uważają fakt, że coraz rzadziej głośno się śmiejemy.
Badań te mówią nam, że współcześnie 2/3 osób dorosłych śmieje się rzadko albo bardzo rzadko.


Europejczyk – przeciętnie zaledwie 6 minut dziennie, (to, oczywiście, dane uśrednione – Skandynawowie na przykład zaniżają tę statystykę, gdyż weselą się na głos niesłychanie rzadko, zaś znacznie pogodniejsi Włosi czy Hiszpanie zawyżają ją. Polacy plasują się gdzieś pośrodku, całkiem nieźle do tej średniej pasując). A jeszcze przed II wojną światową śmialiśmy się 19 minut dziennie. Wcześniej – jeszcze częściej. Wygląda więc na to, że tracimy pogodę ducha w zastraszającym tempie, co fatalnie wpływa na stan zdrowia zarówno psychicznego, jak i fizycznego. Tymczasem współcześnie aż do lat 80. XX wieku śmiech wykluczano z oficjalnych psychoterapii wszelkich szkół psychologicznych, więcej – uważano go wręcz za błąd medyczny w szkołach terapii. Ale wreszcie coś drgnęło i nastąpiła zmiana, stymulowana przez coraz liczniejsze badania naukowe dowodzące, że śmiech jednak naprawdę uzdrawia – i to zarówno w sferze psychicznej, jak i fizycznej. W lipcu 1992 roku w angielskiej prasie pojawiła się informacja o tym, że pacjenci z zaburzeniami psychosomatycznymi w Birmingham otrzymują skierowanie do lekarza, u którego uczą się szczerze, głośno śmiać. Pokazywano im zabawne filmy, odgrywano żartobliwe scenki, namawiano do serdecznego chichotu z własnych pomyłek, błędów, niezręczności, dowodząc, że prawdziwe poczucie humoru zawsze wiąże się z autoironią i umiejętnością patrzenia na siebie z uśmiechem. Czyli – ze śmiechem z samego siebie… Terapia ta dawała rewelacyjne wyniki. Zwykle każdy stres bowiem wyzwala odruch ucieczki, udawania martwego (popadanie w apatię) lub walki – (agresji). Ten zaś, kto potrafi się śmiać, nabiera dystansu do siebie i stresujących sytuacji, co daje czas do namysłu i stwarza perspektywę wyjścia z trudnej sytuacji, zanim poddamy się strachowi czy gniewowi. Nasza psychika zyskuje w ten sposób trzecią – najzdrowszą dla siebie możliwość.

Śmiech nie lubi gniewu, złości ani poczucia beznadziei i bezradności. Daje nam wewnętrzną wolność, stanowiąc opozycję w stosunku do wszelkiego przymusu, który często sami sobie stwarzamy, dążąc z uporem do celów niekoniecznie wychodzących nam na zdrowie lub zgadzając się, by takie cele narzucano nam z zewnątrz. Dlatego jest najlepszym z możliwych psychoterapeutów…

Ale nie tylko – śmiech doskonale wpływa również na zdrowie fizyczne.

O tym, że to wspaniała metoda leczenia, wiedzieli już nasi przodkowie przed tysiącami lat i to na całym świecie. „Tylko głupiec żyje bez radości” – twierdził Demokryt, który dzięki radosnemu usposobieniu otrzymał przezwisko „śmiejącego się filozofa”. Dożył sędziwego wieku i już jako starzec twierdził, że to dzięki temu, że nie umie się długo smucić, za to we wszystkim niemal potrafi znaleźć powód do wesołości. Nazwa gelotologii, gałęzi medycyny zajmującej się badaniem wpływu śmiechu na organizm ludzki, wywodzi się od greckiego słowa gelos – uśmiech. Ale śmiali się na zdrowie nie tylko Grecy – terapię śmiechem stosowało wiele plemion afrykańskich i północnoamerykańskich – na przykład starożytni Dogoni z terenów Mali systematycznie odbywali seanse zbiorowego śmiechu – obrzęd ów miał wzmacniać siły witalne członków plemienia. A Nawahowie z USA do dziś za pomocą śmiechu wypędzają złe duchy – według nich główną przyczynę chorób – z ciała człowieka.

W średniowieczu zalecano jak najwięcej śmiechu rekonwalescento
 zdaniem ówczesnych medyków wzmacniało to organizm, zwłaszcza po operacjach i w dodatku przyspieszać miało zabliźnianie się ran. Uważano ponadto, że śmiech poprawia trawienie – dlatego właśnie na dworach możnowładców podczas uczt roiło się od błaznów i kuglarzy, mających zabawiać ucztujących.

Renesans terapii

Na Zachodzie i w USA od lat terapia śmiechem zyskuje coraz więcej zwolenników, a jej skuteczność udowadniają kolejne badania naukowe. Jest ona systematycznie wprowadzana w tamtejszych szpitalach i klinikach. W Niemczech w jednym ze szpitali onkologicznych powstał nawet związek „lekarzy-klownów”, którzy początkowo zajmowali się głównie dziećmi, jednakże szybko odkryli, że ich działania znakomicie wpływają również na pacjentów dorosłych. W USA powstało Międzynarodowe Stowarzyszenie Badań nad Śmiechem, a grupa psychologów z Los Angeles stworzyła cieszącą się dużą popularnością Brygadę Uwolnienia Śmiechu. We Francji działa stowarzyszenie „Śmiech lekarzem”. W Wielkiej Brytanii istnieją kluby, gdzie po pracy ludzie uczestniczą w grupowych seansach terapeutycznych, pobudzając się wzajemnie do śmiechu pod okiem wykwalifikowanego terapeuty, który zachęca do tego, by strząsnąć z siebie całodniowy stres. Na całym świecie organizowane są sympozja poświęcone temu problemowi. Leczenie śmiechem było przedmiotem rozważań między innymi Międzynarodowego Kongresu Psychologii Humanistycznej.

W Polsce współcześnie do niedawna niewiele osób traktowało gelotologię poważnie, jednak zaczyna to ulegać zmianie. Powstała na przykład fundacja „Dr Clown”, w której działają psycholodzy, lekarze, pedagodzy – często można ich spotkać na dziecięcych oddziałach szpitalnych. Grupowe sesje śmiania się prowadzi Aleksander Łamek w Centrum Onkologii w Warszawie – wielki propagator tej terapii i autor książki na jej temat. Idziemy więc z postępem…



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz